Historia Alana Duchny, który zajął II miejsce w konkursie Przygody Znad Wody.
Jestem Alan , mam 14 lat i od półtora roku pasjonuje się wędkarstwem. Lubię łowić głównie białoryb na method feeder oraz na spławik. Uwielbiam spędzać czas nad wodą, bardzo mnie to wycisza oraz uspokaja. Tym sposobem mogę się odciąć od życia codziennego.
Pasję wędkarską zapalił we mnie mój tata, który też jak był mały lubił łowić ryby. Na początku przygody pokazał mi jak łowić na spławik, dał mi swoją starą wędkę oraz nauczył mnie robić zestaw spławikowy. Na pierwszym wypadzie pokazał mi jak łowić małe rybki typu płotki i karasie. Była to super zabawa oraz ogromna frajda. Tata nauczył mnie też dużego szacunku do ryby, aby obchodzić się z nią delikatnie oraz uważać przy odhaczaniu.
Pierwsze polowy zaczynałem na dzikim stawie na łące nieopodal mojego domu. Były to wakacje. Nie przeszkadzały mi upalne dni lub deszcze. Jeździłem tam codziennie. Lecz mały stawik już mi nie wystarczał i zacząłem jeździć na większy staw obok autostrady w Górznie. Do dziś jeżdżę na ryby i myślę że bez niego dużo ryb nie wpisał bym sobie na swoje konto. Podczas wypadu nastawiałem się na połów małych ryb. Od rana łowiliśmy wzdręgi, karasie oraz trafiały się sumiki karłowate. Przynętą, którą obrałem były kolorowe robaki oraz kukurydza – te przynęty były tam najskuteczniejsze. Gdzieś około godziny dwunastej zarzuciłem wędkę na kolorowe robaki i odszedłem od wędki w celu rozrobienia zanęty. Wtedy mój kolega ujrzał jak moja wędka jest ugięta w pół a spławika nie było widać. Szybkim i energicznym ruchem zaciąłem rybę, była to świetna walka ale też z tyłu głowy miałem to że mam przypon 0.12 oraz lekką żyłkę i wiedziałem że wystarczyło, że ryba otarła by się o jakiś patyk i bym ją stracił. Szybko o tym zapomniałem i walczyłem dalej. Po zmęczeniu ryby był drugi problem czyli brak podbieraka, więc mój kolega stwierdził, że spróbuje wziąć ja w ręce.
Akcją się udała i tym sposobem miałem swoją rybę życia oraz nową życiówkę, którą wydaje mi się że ciężko będzie pobić. Na zdjęciu w rękach trzymam nową życiówkę lina ,który miał 54 cm .Byłem wtedy bardzo szczęśliwy oraz miałem duża satysfakcję że udało mi się na słaby zestaw oraz na takim dzikim stawię złowić rybę, której żaden wędkarz by się nie powstydził. Ryba po sesji zdjęciowej trafiła od razu do wody ponieważ było bardzo gorąco.
Dwa miesiące później oprócz metody spławikowej zacząłem interesować się method feeder. Dużo wędkarzy polecało tą metodę, ponieważ jest bardzo prosta i tania. Stwierdziłem że wyrobię sobie kartę wędkarską i zacznę łowić na Zalewie w Garwolinie . Kupiłem sobie pierwszą wędkę feederową razem z kołowrotkiem oraz zestawem podajników. Z racji takiej że byłem początkującym w tej metodzie to o wszystko dopytałem się pana Daniela z wędkarskiego u „Obera”. Kupiłem sobie parę pudełek waftersow oraz pierwszy pellet. Dostałem instrukcje jak mam domoczyć pellet, nabić waftersa na igłę oraz jak zrobić zestaw. Po zakupach wyruszyłem nad wodę i złowiłem swoje pierwsze ryby na metodę, był to mój pierwszy w życiu amur 50 cm. Bardzo spodobała mi się metoda połowu i zacząłem regularnie na nią łowić, odstawiłem metodę spławikową na bok i zacząłem jeździć tylko na method feeder. Wkręciłem nawet mojego tatę w tą metode i zaczął jeździć ze mną, jemu też się bardzo spodobało.
Po miesiącu ciągłych wypraw oraz nabywania dużej ilości wiedzy od innych wędkarzy, pod koniec wakacji 26 sierpnia na wypadzie nad zalew złowiłem rybę powyżej 10 kg. Była to tołpyga. Z tą rybą walczyłem 1 godz. i 25 min. Waga jej to była 15 kg i 89 cm długości. Była i jest to największa ryba, którą złowiłem do tej pory. W Garwolinie na Zalewie nie jest to częsta ryba, więc gdy wyciągnąłem ją na brzeg to od razu zrobiło się zgromadzenie innych wędkarzy, którzy gratulowali mi nowej życiówki.
Tamten te dzień wspominam najlepiej po dziś dzień, i już teraz nie mogę doczekać się nowego sezonu i wypadów na rybki w ciepłe dni. Do tego przydał by mi się nowy sprzęt, więc liczę że moja opowieść przypadnie czytelnikowi do gustu